Choć z początku zabrzmi to może paradoksalnie, w związku z doniesieniami o kryzysie obserwujemy spadek liczby dłużników notowanych w Krajowym Rejestrze Długów.
Adam Łącki - Do końca października 2008 r. mieliśmy do czynienia z regularnym powiększaniem się grupy niesolidnych płatników - 31 października 2008 r. liczyła ona niemal 735 tys. konsumentów i przedsiębiorców. W wyniku listopadowego i grudniowego spadku 31 grudnia 2008 r. w bazie znajdowało się 686,4 tys. dłużników.
Doniesienia o kryzysie
Choć nie da się zaprzeczyć spowolnieniu gospodarczemu, co potwierdzają i dane o spadku produkcji i informacje o redukcji zatrudnienia, czy nawet zamykaniu niektórych zakładów, jednak większość z nas wciąż głównie słyszy o kryzysie, nie będąc (na szczęście) jego ofiarami. Słyszą o nim zarówno wierzyciele, jak i dłużnicy.
Płacą wcześniej
U pierwszych wzrosła obawa, że w związku z załamaniem koniunktury bezpowrotnie stracą swoje zaległe należności, dlatego zaczęli bardziej rygorystycznie egzekwować długi. Ci drudzy z kolei zaczęli się bać, że w efekcie kryzysu wpadną w spiralę długów, z której wyjść będzie im niezwykle trudno. Dlatego wolą (szczególnie dodatkowo zmotywowani przez wierzycieli) zawczasu spłacić nieco zobowiązań, póki dysponują jeszcze odpowiednimi ku temu środkami.
Ubyło dłużników
Skuteczność działania takiego mechanizmu psychologicznego potwierdza wspomniany spadek liczby dłużników przy jednoczesnym wzroście kwoty wierzytelności uregulowanych po wpisaniu dłużnika do KRD. O ile od początku działalności firmy w sierpniu 2003 r. do końca września 2008 r. przedsiębiorcy odzyskali ponad 1,97 mld zł, to przez ostatni kwartał 2008 r. kwota ta wzrosła do ponad 2,8 mld zł. Jednocześnie lawinowo zwiększyła się liczba zapytań o wiarygodność klientów czy kontrahentów. W całym 2008 r. z bazy pobrano łącznie niemal 2,4 mln raportów (dla porównania: w 2007 r. - 966 tys., a w I półroczu 2008 r. - 734 tys.).
Równają do Europy
Obserwujemy stałe zwiększanie się liczby i odsetka konsumentów w ogóle dłużników notowanych w KRD. W listopadzie wskaźniki te wyniosły odpowiednio 280,8 tys. i 40,2 proc., a już miesiąc później - 299,9 tys. i 43,7 proc. To jednak tendencja niemająca większego związku z kryzysem. Konsumentów jest po prostu więcej niż przedsiębiorców, a więc i liczba niesolidnych płatników w pierwszej grupie jest wyższa. Przewidujemy zatem, że w ciągu najbliższych dwóch lat proporcje zadłużonych konsumentów i przedsiębiorców się odwrócą, podobnie jak ma to miejsce w gospodarkach zachodnioeuropejskich, gdzie rejestry dłużników działają od wielu lat.
Gdzie przybywa?
Spadek liczby dłużników - przedsiębiorców nie oznacza, że w niektórych branżach problem opóźnień w płatnościach nie narasta. Niestety, są i takie, w których spowolnienie, a nawet zastój są dotkliwie odczuwalne. Przykładem jest budownictwo, powszechnie uznawane za papierek lakmusowy gospodarki. Choć nigdy nie stanowiło ono wzoru do naśladowania pod względem terminowości płatności, to jednak wstrzymanie wielu inwestycji sprawiło, że o ile jeszcze rok temu firmy z tej branży otrzymywały należność najczęściej po 1,5 - 2 miesiącach, o tyle teraz 45 - 50 dni wynosi sam termin płatności, a bywa, że pieniądze wpływają jeszcze miesiąc później.
Pogorszenie kondycji
Branża budowlana jest powiązana z branżą elektryczną i stalową. W pierwszej z nich oczekiwanie na zapłatę przez 2,5, a nawet trzy miesiące także nie jest niczym nadzwyczajnym. Segment stali odczuł dodatkowo pogorszenie kondycji w branży motoryzacyjnej, gdzie przestoje w pracy zakładów, likwidacja jednej ze zmian czy wreszcie redukcja zatrudnienia są właściwie na porządku dziennym.
Kłopoty mniejszych
W samej branży budowlanej problemy z płynnością mają na początku mniejsze firmy, zajmujące się wykończeniem i instalacjami. To one mają coraz mniej zleceń lub coraz później otrzymują zapłatę, np. od deweloperów, którzy sami mają kłopoty z kredytowaniem inwestycji. W efekcie zaczynają zalegać z płatnościami za materiały budowlane czy narzędzia. Tak właśnie rodzą się zatory płatnicze w myśl brutalnej zasady: "mnie nie zapłacono, więc i ja nie płacę".
Autor jest prezesem zarządu Krajowego Rejestru Długów
Źródło: Gazeta Finansowa
